Opowiadania erotyczne :: Jeszcze raz

Zapraszam do zapoznania się z III częścią opowiadania "Znowu".

Zadzwoni czy nie zadzwoni? Któryś dzień z kolei nerwowo chodzę po mieszkaniu i zastanawiam się czy to pieprzone ustrojstwo zacznie wibrować. Ja nie mogę do niego zadzwonić, bo zabrali mu telefon. Mówił, że do przysięgi. Co to, jakaś sekta? I to za państwowe pieniądze? Anka mogłaby mnie chociaż pocieszyć, ale nie. Tipsy i zakupy są ważniejsze. No dobra, nie będę dla niej taki surowy. Na początku próbowała podtrzymać mnie na duchu, ale jak zorientowała się, że moja histeria jest permanentna to zrezygnowała. Związku na takiej podstawie nie da się budować. A właśnie, bo wy nie wiecie.

Rafał wyjeżdżając powiedział, że pierwsza okazja do spotkania będzie, jak przyjedziemy do niego na przysięgę. Cokolwiek to jest. Szkopuł w tym, że przyjadą też jego rodzice. I Anka, niestety. Uparła się, że koniecznie musi przyjechać i zobaczyć „swojego, nowego geja". Trudno. No to sobie wymyśliliśmy, że żeby nie dawać rodzicom Rafała absolutnie żadnych powodów do podejrzeń, pojedziemy tam jako para. Ja i Anka. Wyobrażacie sobie? Nie, nie byłem pijany jak podejmowałem tę decyzję. Postawiłem na dobrą zabawę. Oczywiście nie zamierzamy się obściskiwać, a tym bardziej całować, ale stworzyć pozór pewnego ustatkowania. Tak będzie lepiej, dla Rafała. Ma się rozumiem, poza zasięgiem ich wzroku i uszu, zamierzam dziko pieprzyć się z ich synalkiem, ale o tym nie muszą wiedzieć.

I wtedy jak telefon nie wstrząśnie mieszkanie. Rzucam się niczym zawodowy rugbista, pokonuję jednym susem kanapę. Jednak brakuje mi rozbiegu i zahaczam o stolik. Lecę jak długi, kot Anki w ostatniej chwili zwiewa w panice, ale zdążam złapać za telefon. Boleśnie uderzam o podłogę, gdy wciskam zieloną słuchawkę.

- No cześć – rozlega się w telefonie słodki, lekko zmodyfikowany głos Rafała.
- Ałła – jęczę.
- Co ty robisz? Wszystko ok? – przejmuje się mój luby.
- Wszystko gra – próbuję rozmasować obolałe ramię i biodro wolną ręką.
- Biegłeś do telefonu – nie pyta, stwierdza. Ale wydaje się być tym bardzo usatysfakcjonowany. Normalnie, słyszę ten jego perfidny uśmiech.
- Miałeś dzwonić częściej, głupku – kwituję go. Niech ma za swoje, drań jeden.
- Myślisz, że ja tu na grzyby przyjechałem? – droczy się ze mną. Po skończeniu Akademii przenieśli Rafała do Elbląga. Dla nas oznaczało to jedno – z końca świata wyjechał, w pizdu, jeszcze dalej.
- No dobra to kiedy?
- 1 września.
- Jezu, tydzień?! Jaja sobie robisz? Nie, zaraz. Czy uważasz, że moje jaja dadzą radę tyle wyczekać?
- Nie ja ustalam te terminy. A z tego co wiem to jajka masz całkiem pojemne. I jeszcze jedno ci powiem: idę o zakład, że tygodnia bez walenia nie dasz rady wytrzymać, więc nie masz o co się martwić – droczy się ze mną, skubany.
- No to zakład. Tylko nie płacz jak połowa spermy pójdzie na zmarnowanie, bo nie dasz rady jej łyknąć. Możemy przyjechać wcześniej?
- Jasne, ale zobaczymy się dopiero po południu. Zasady.

„Zasady” to słowo, której jako „trzecie” dołączyło do naszego związku. Pewnie, jak się kiedyś pobierzemy, to zamiast decydować się na nazwisko któregoś z nas, obaj zmienimy je na Zasada. Wtedy nasz „trzeci partner” nie będzie czuł się pokrzywdzony.

- Umrę.
- Już ja wiem jak cię do żywych przywrócić.

Pogadaliśmy tak jeszcze ze dwie godziny, o tym co u nas, co się zmieniło i kiedy Rafał zamierzał ze szczegółami opowiedzieć mi ilu żołnierzy zaliczył, coś nas rozłącza. Jakoś tak palec sam nacisnął czerwoną słuchawkę.

Dni wloką się jakby miał zdarzyć się cud i coś zmusiło je do biegnięcia w przeszłość. Stwierdzam, że za wcześnie powiedziałem Ance o dacie wyjazdu. Jak tylko to usłyszała, wpadła w szał pakowania. Od razu spakowała siebie, potem przepakowała z pięć razy, potem okazało się, że będzie używała czegoś, co już spakowała, więc dawaj od nowo. I ciągle tylko „Ej, a mógłbyś…”, „Ej, a podasz…” W końcu to ja się pakuję czy ona? Ale są też plusy. Pozostały czas Anka wykorzystuje na spakowanie mnie. Nie kiwnąłem nawet palce. No może, poza wyrwaniem jej dowcipnych stringów, które mi kupiła i planowała przemycić. Nimfomanka. Żeby chociaż były w guście Rafała. Na przykład moro?

Z racji braku własnego środka transportu decydujemy się na pociąg. Anka co prawda chciała jechać autobusem, bo bez przesiadek, ale uświadomiłem jej, że jak będę miał jej dość, to z pociągu mogę wyskoczyć, a z autobusu jak? Tak mi za to ramię obiła, że do dzisiaj boli. Rafał co prawda proponował, żebyśmy dogadali się z jego rodzicami, ale za bardzo się krępuję. Sprawy między nimi nie są jeszcze jawne, a przecież mogłoby mi albo co gorsza Ance wyrwać się podczas prozaicznej rozmowy: „Ale państwa syn zajebiście obciąga”. Nie, lepiej nie ryzykować.

Stojąc na peronie jedno przez drugie narzekamy i zastanawiamy się czym zawiniliśmy, że musieliśmy się tak wcześnie zerwać. Nawet nie wiedziałem, że istnieje taka godzina jak 4 rano! Niestety, pociąg nie poczeka, a na Rafałowe zadupie jakoś trzeba się dowlec. Tęskno spoglądam w stronę toalety, która kiedyś nas ugościła. Eh, warto było wstać i warto będzie spędzić pół dnia w pociągu.

Na miejsce docieramy na tyle wcześnie, że zdążamy zostawić bagaże w hotelu i na umówioną godzinę ruszamy do jednostki. Brama jak w więzieniu, wszędzie kamery i żołnierze na warcie. Zaczynam się zastanawiać, czy na co dzień oni chronią nas przed wrogiem, czy sami siebie przed nami? Młodzi kadeci ustawili się wzdłuż drogi, by witać bliskich i znajomych. Boże, dobrze, że zdążyłem się przyzwyczaić do krótko ostrzyżonego Rafała, bo większość wygląda jakby faktycznie odsiadywała wyrok albo wyrwano ich z łagrów. I wtedy dostrzegam mojego lubego. Nic się nie zmienił, służba nie złamała go ani trochę. Piękny i dumy. Z autorskim uśmiechem na twarzy. Jego rodzice już są. Stoją za nim. A on czekał na nas. Anka leci do niego jak dzierlatka, rzuca mu się na szyję, nogi oplata w pasie i całuje po policzkach. Zebrani gwiżdżą i kibicują. No i pomysł z byciem parą szlak trafił. W końcu go puszcza. Rafał jest cały czerwony ze wstydu. Ale radość go nie opuszcza. Też my rzucamy się sobie w objęcia, ale jak przyjaciele. Brakowało mi jego ciepła, jego zapachu i oddechu na obojczyku. W myślach cały czas powtarzam: „Nie całuj, nie całuj, nie całuj”, choć nie wiem, czy tyczy się to mnie czy jego. Nie pocałował. Pierwszy test zaliczony.

Rafał wskazuje nam miejsce, w którym możemy się ustawić, by towarzyszyć mu w tak ważnym dla niego dniu. Niby nie jest gorąco, a ja czuję, że się rozpływam. Anka perfidnie zaczyna rękami wachlować mi twarz tworząc przyjemny wiaterek, po czym opuszcza je i wachluje moje krocze ze złośliwym uśmiechem. Karcącym wzrokiem przywołuję ją do porządku, łapię w objęcia i całuję w czubek głowy tego złośliwego skrzata.

Kadeci stoją w równych kolumnach, w trzech rzędach. Jak mur. Sztywni, wypięci, znieruchomiali. Tyle, że w mundurach. Choć luźne i obszerne, dobrze podkreślają sylwetki nawet tych, którzy nie mają czym się pochwalić. Niby tacy sami, a jednak różni. Żołnierze terakotowej armii. Rafał stoi mniej więcej po środku w ostatnim rzędzie. Dumny jak lew, napuszony jak paw. Cały on. Pięknie wygląda w tej białej, marynarskiej czapce. Daszek cieniuje mu twarz, podkreślając ostre rysy wygolonego lica. Patrzy przed siebie z niezachwianą uwagą. On to potrafi się skoncentrować, jak warujący doberman.

Grają hymn. Wprowadzają sztandar… Ceremonia trwa w najlepsze. Wszyscy widzowie skupieni są na przemowach kolejnych wojskowych, a ja nie mogę oderwać wzroku od ukochanego. Wtedy nasze spojrzenia spotykają się. Radość, jaka nas ogarnia jest porównywalna z tą z pierwszego spotkania. Rafał zalotnie mruży powieki i puszcza całusa w moją stronę. Wariat. Odwdzięczam mu się. Wtedy zaczyna bezgłośnie wypowiadać kolejne słowa. Powoli i wyraźnie. „Chcę-że-byś-mnie-prze-le-ciał”.

- Ja pierdolę! – wyrywa mi się pod nosem za co Anka zdziela mnie po ramieniu nie przerywając sobie oglądania widowiska.
Do Rafała też to dotarło, bo usta wykrzywia w słodki banan, a znad ramion stojącego przed nim chłopaka wyskakują jego kciuki. Jezu, a jak to się gdzieś nagrało? Postawią go przed sądem wojskowym, wyrzucą go albo karzą szczoteczką do zębów sprzątać kible. Na pewno karzą mu sprzątać. A wtedy będę musiał mu pomóc. Nie zostawię biedaka samego, w końcu mam swój udział w jego niesubordynacji. I na całą noc zostaniemy sami. A wtedy… Rozmarzyłem się. Robi mi się gorąco. Czuję pot na czole. W bokserkach zaczyna brakować miejsca. Cholera, chyba zaraz się na niego rzucę, żeby nikt nie miał wątpliwości, że to sprzątanie nam się należy!

Dźwięk trąbki sprowadza mnie na ziemię. Nie jestem już w stanie logicznie myśleć. Nie wiem nawet co się teraz dzieje. Ważniejsze jest, co się wydarzy. Tyle obietnic, tyle gry na zwłokę, tyle odwlekania. A kiedy nie mogę go nawet dotknąć on mówi mi, że chce mnie w sobie poczuć. Co za męka! Nienawidzę go! Żołnierze szykują się do wymarszu. Chyba koniec. I dobrze, zaraz nakopię mu w ten nieruszony zad, za to co mi robi.

- To już koniec? – pytam Ankę. Ta nadal stoi rozmarzona, wtulona w moje ramię. Jakby ktoś na nas spojrzał i pomyślał, że jesteśmy parą, to kolejną myślą w jego głowie byłaby litość, że mojej partnerki nic nie powstrzyma przed zdradzeniem mnie tutaj. I faktycznie patrząc na Ankę idę o zakład, że już ma mokro na dole przez co tak śmiesznie ściska uda. Po ostatnim facecie, ma prawo dziewczyna sobie poużywać, a każdy tutejszy żołnierz jest na wyciągnięcie jej ręki. Prawie każdy. Poza moim.

Wszyscy zaczynają się rozchodzić. My z Anką jak te kaczątka ruszamy za rodzicami Rafał. Nawet nie wiem dlaczego? W końcu ich obecność tutaj jest mi bardzo nie na rękę. Zabierają czas, który jest przeznaczony dla mnie i Rafała, odwracają jego uwagę ode mnie i co gorsza peszą go. Jestem zły. A idziemy za nimi, bo ich wbudowany radar szybko wypatruję ich syna w tłumie. Dopadają do niego jak wygłodniałe wilki, rzucają się na niego. Ofiara nie ma szans ujść z życiem. Gratulacjom nie ma końca. Anka zachowując się jak rozgrzany czajnik na gazie idzie w ich ślady. Rafał łapie ją w ramiona. Ta zaczyna go obcałowywać. Ej, ja tu jestem! W końcu, gdy go puszczają stajemy naprzeciwko siebie. Przez wieczność, która trwa zaledwie sekundę patrzymy na swoje odbicia w źrenicach drugiego. Podajemy sobie dłonie i na chwilę zwieramy w braterskim uścisku.

- Gratuluję – to boli.
- Dzięki – odpowiada Rafał łamiącym się głosem i w uścisku chce mi przekazać całą swoją miłość, a nawet więcej.

Ledwo powstrzymuję łzy. Tak jest lepiej. Dla Rafała, nie dla mnie. Nie mogę zmienić mu życia, bo tego chcę. On sam musi do tego dojrzeć i rozpieprzyć z hukiem szafę, w której siedzi. Ale trudno mu nie przyznać racji, kiedy patrzę na jego rodziców, których rozpiera duma i te wymieniane przez nich spojrzenia pełne wzajemnego zrozumienia, kiedy widzą, jak dziewczyna wiesza się ich synowi na szyi. Czy oni w ogóle myślą o jego szczęściu?!

- Zapraszam was na obiad – pada z ust Rafała, co wyrywa mnie z rozmyślań. Jak jedna wielka rodzina ruszamy w kierunku, który wskazał.

Z Rafałem zostajemy trochę w tyle, gdy zarzuca mi ramię na szyję i przyciąga do siebie. Jak przyjaciel, nie partner. W skrupulatnie wyliczonym momencie kątem ust całuje mnie w skroń, którą zawczasu umiejscowił możliwie blisko swojej żuchwy. Marna pociecha. Powinienem piać na każdy taki gest w jego wykonaniu, bo wiem, ile wysiłku go to kosztuje, ale cały czas przed oczami mam widmo naszej przyszłości. Czułości tylko ukradkiem, żeby nikt nie widział i najlepiej nie podejrzewał, że się znamy. Typowe dla krypto geja i zauważalne u Rafała. Zachowuje się jakby, czuł, że każdy z jego otoczenia już wie kim jest, a on nadal strasznie chce to ukryć, choć sam prowokuje sytuacje, które mogą dawać do myślenia. Jestem zazdrosny o jego tajemnicę? Nie, bo nie chodzi mi o to, żebyśmy brali przykład z heteryków i jak oni obściskiwali się, ślinili, prawie pieprzyli w miejscach publicznych, bo społeczeństwo daje im na to przyzwolenie, a nam nie. Chodzi mi o to, żeby był ze sobą szczery i nie musiał się bać, co inni pomyślą, czy nadal będą go akceptować, czy będzie sobą. Tak, jestem zazdrosny, cholernie zazdrosny. Aż tak widać?

Podczas obiadu Rafał trąca mnie kilka razy kolanem pod stołem. Po twarzy nic nie daje po sobie poznać. Powinien iść do szkoły aktorskiej, a nie do marynarki, na lepsze by nam to wyszło. Jednak wiem, że wszystko w nim buzuję i gdyby tylko mógł, to by się do mnie dobrał. Ja jednak nie okazuję zainteresowania i nie odwzajemniam jego gestów. Dałem sobie w kość ostatnimi przemyśleniami. Nie mam nastroju na gierki. Musi to wyczuwać, bo wcześniej mięśnie spięte z radości, teraz rozluźniają mu twarz. Rafał oddaje się rozmowie z rodzicami i wtórującą im Anką. Siedzę nad swoim talerzem i pojedynczym zębem widelca próbuję upolować uciekający groszek z sałatki.

- Dobrze się czujesz? – z rozmyślań wyrwa mnie troskliwy głos Rafała.
- Ta, jasne.
- Chodź się przejść – proponuje tonem, który nie przyjmuje odmów.

Zachowując pozory leniwie podnoszę się z krzesła. Rafał jakby mógł to sam pospiesznie wypchnąłby mnie z sali, tak mu się spieszy. Na zewnątrz uderza w nas chłodniejsze, wieczorne powietrze. Od razu robi mi się lepiej. Na stołówce musiało być dość duszno.

- Co jest? – Rafał staje naprzeciwko mnie i dłonie opiera na moich ramionach. Mówić mu czy nie?
- Nic – odpowiadam automatycznie, ale serce wyłącza mi mikrofon i przejmuje stery. – Tęsknię za tobą.
- No przecież je… - myśl przychodzi do Rafała później niż słowa opuszczają usta. – A ok.
- Wiesz, że nie mówię o seksie? Nie tylko – upewniam się, czy na pewno się zrozumieliśmy.
- Wiem – odpiera i popada w zadumę. Za pewne wydawało mu się, że jest przygotowany na tę rozmowę, a ta i tak go zaskoczyła. – Wiem, ale nie możemy. Przerabialiśmy to już. Tu nie chodzi tylko o to, że ja się cykam. A cykam się jak cholera. Mówię szczerze i dobrze o tym wiesz. Zrobię to, ale potrzebuję czasu. Ile? Nie wiem. Ale zgodziłeś się na to, choć tysiąc razy ci mówiłem, że jeżeli taki układ ci nie pasuję to możesz odpuścić. Nadal możesz mnie zostawić. Nie będę, nie mógłbym, mieć ci tego za złe. W końcu tu chodzi także o twoje życie. Ale w wojsku, to, że jestem homo nie przejdzie. Wiesz to. A ja nie chcę odpuścić, bo to ostatnia rzecz, którą kocham z mojego starego życia. Która mi została. – dodaje niepewnie, a ja czuję jak po kolei wyciąga ze mnie myśli, które kłębiły się w mojej głowie od tygodni i stawia je w świetle mocnego reflektora. Jak zbiegów, których musi zobaczyć świat. – Nie mogę cię prosić, żebyś zaczekał, ale wiem, że jeżeli dasz mi szansę to jesteśmy w stanie to wszystko zgrać z pożytkiem dla obu stron. A potem będziemy żyć i pieprzyć się długo i szczęśliwie. Zgoda? – zbliża swoje czoło do mojego i zagląda głęboko w oczy.
- Dobra – mamroczę i bezwolnie opadam na niego opierając się czołem o czoło. Wytrzymuje nacisk mojego ciała, bez mrugnięcia okiem.

Wracamy do środka i choć świerzbi każdego z nas, nie dajemy ponieść się instynktom. Niczym tajni agenci pod przykryciem wracamy do stolika. Anka nie przestaje trajkotać, ale spogląda na mnie z podejrzeniem, jakbym zrobił coś złego. Humor mi się poprawia i jak gdyby nigdy nic włączam się do ożywionej dyskusji.

- Jutro będę miał dla ciebie niespodziankę – Rafał szepcze mi do ucha, gdy wychodzimy. Teraz nie zasnę.

Anka chrapie w najlepsze, więc o śnie nie ma mowy. Teraz nie dziwię się, że żaden facet nie wytrzymał z nią nawet tygodnia. Rany, przecież ona przez sen byłaby w stanie połknąć swojego kota. W całości! Jak się zastanowić to przy robieniu loda może to być całkiem pożyteczna umiejętność. Szybko jednak odpuszczam przyjaciółce, bo myśli same wracaj do tematu niespodzianki. Co on kombinuje? Seks, to jasne, przecież widać było, że sam nie jest w stanie się powstrzymać. Dobrze, dzięki temu wygram niejedną bitwę. Ale co chce robić i przede wszystkim, gdzie? Tam każdy jest jak na widelcu. Nawet tutaj, w hotelu, czuję głodne dyscypliny spojrzenia tych wszystkich pułkowników i generałów. A może to fetysz Rafała? Będę musiał to sprawdzić. Ale nie jutro. Patrzę na zegarek. Dziś. Dziś dam Rafałowi przejąć pałeczkę dowodzenia i zrobimy to tak jak zaplanował. Cholera, on cały czas ma nade mną władzę. Jestem jego suką? Nie, za bardzo mnie kocha i tylko w łóżku pozwala sobie na dominację. I ta jego deklaracja: „Chcę żebyś mnie przeleciał”. Tak, ten raz będzie wyjątkowy. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że słowa te wypowiedział w trakcie składania przysięgi. Czy na pewno wiedział, co robi? Tym razem mam to wziąć za pewnik? Już nie raz odżegnywał się po naszym pierwszym razie. Wiem, że dla niego będzie to znaczyło więcej niż wypowiedzenie oklepanego „Kocham Cię”. Pytanie, dlaczego odwleka tę decyzję? Nie, on mnie kocha, jestem tego pewny. Brak snu wodzi mnie na manowce. Rafał na pewno mi to jutro wyzna.

Następny dzień jest dużo mniej oficjalny. Żołnierze, jak kolorowe mrówki z rodzinami rozchodzą się po jednostce, zwiedzający mają okazję zobaczyć ich życie i pracę od kuchni. Fajna sprawa, jak kogoś to kręci. Chociaż muszę przyznać, że na niektóre lufy to i ja bym się skusił. Na głównym placu zorganizowano wielkie grillowanie i plac zabaw dla dzieci. Można się poczuć jak jedna wielka rodzina. Cały dzień spędzamy ze sobą. Anka, Rafał, jego rodzice i ja. Nie wiem czemu tak się ich czepiałem. To przemili ludzie. Tym bardziej dziwię się, że Rafał ma problem, żeby się przed nimi otworzyć. Idę o zakład, że kochaliby go tak samo i zaakceptowali takim jakim jest. I mnie też. Ale ja nie jestem nim, więc nie oceniam. Przyjdzie jego czas. Mam teraz inne zmartwienia na głowie, np. kiedy wreszcie gdzieś znikniemy?

Na placu robi się coraz gęściej. Wygłodniałem familie zmierzają na obiad. W pewnym momencie Rafał odzywa się do wszystkich:

- Przeproszę was na chwilę, ale chciałem coś jeszcze pokazać mojemu najlepszemu przyjacielowi.

Rodzice wyrażają aprobatę skoordynowanym, sympatycznym uśmiechem, a Anka pod stołem zaciera ręce i cieszy japę jak dzieciak. Jest niemożliwa. Szkoda, że nie zapytała czy też może popatrzeć.

Ramię w ramię przemierzamy plac. Nie wzbudzamy podejrzeć. Rafał prowadzi mnie między kolejnymi budynkami. W końcu stajemy u drzwi długiego pawilonu. Rafał otwiera kłódkę. To daje nam pewność, że w środku nikogo nie ma. Okazuje się, że zaciągnął mnie do magazynu umundurowania. Teraz ja cieszę się jak szkrab na widok prezentów pod choinką. Klucz w drzwiach szczęka. Toniemy w półmroku. W powietrzu unosi się zapach stęchlizny i kulek na mole. Nie przeszkadza mi to. Po takiej rozłące mogłyby to być kanały albo wysypisko. Nie zdążam się odwrócić, gdy Rafał bierze mnie w obroty i zwiera nasze usta. Słodycz jego warg, miękkość języka i ten unikalny smak śliny. Łaknąłem tego jeszcze bardziej niż mi się wydawało. Nie trzeba nam dużo by zgrać się w idealnej synchronizacji. Nasze usta ocierają się o siebie jak fale spokojnego morza gładzą brzeg. Namiętność przechodzi w pożądania. Ręce idą w ruch. Rafał wdziera się pod mój t-shirt, a ja nie zostając mu dłużny dobieram się do paska spodni. Rafał ma nade mną przewagę, bo jestem skąpiej ubrany. Przedarcie się przez jego mundur stanowi nie lada wyzwanie. Dłonie jednak nie potrzebują oczu by widzieć. Wiedzą, gdzie wędrować. W końcu na opuszkach palców czuję szorstkość jego pępkowego zarostu, a potem niżej włosy łonowe – wystrzyżone! Przez głowę przebiega mi myśl, czy i tam ich strzygą, ale nie trwonię czasu na szukanie odpowiedzi. Wtulam się w mojego kochanka. Przywieramy do siebie tak mocno, tak stęsknieni, jakbyśmy mieli złączyć się w jedno ciało. Nie wiedzieć, kiedy ubrania z nas znikają. Ponownie mogę zobaczyć mojego Rafała w całej okazałości. Poligon zrobił swoje. Mięśnie nabrały masy i krągłości, żyły są bardziej widoczne. Z takim ciałem mógłby pretendować o tytuł byczka roku. Czuję się przy nim taki malutki. Wszystkie włosy na jego ciele są wystrzyżone na jedną długość. Ciekawe, co na takie golenie jego koledzy z kompanii? A niech im stają! Byleby nie dotykali należącej do mnie pały.

Rafał też jest już rozgrzany i stoi na baczność bardziej pokornie niż podczas wczorajszego apelu. Nie opuszczając jego ust chwytam za tę maczugę. Ręka od razu wilgotnieje od zebranego na niej śluzu. Jest przyjemnie śliska i gładko przesuwa się po twardym trzonie. Rafał dyszy mi w usta podczas pocałunków. Spijam przyjemność z jego warg. Jednak i on nie pozostaje mi dłużny. Moja pała jakby wyposażona w czytnik linii papilarnych zaczyna pulsować w jego uścisku. Teraz obaj wymieniamy się oddechami. Jest błogo i przyjemnie. Dochodzi do walki charakterów. Dłonie wściekle jeżdżą po kutasach, wargi wykrzywia grymas dominacji, z oczu strzelają pioruny, gdy stoimy naprzeciw siebie. To niej jest już zabawa chłopców. Tu pierdolą się prawdziwi mężczyźni.

Żądza przegrywa z uczuciem. Rafał łapie mnie za tył głowy. Czuję jak jego palce zanurzają się w moich włosach, a usta na nowo przywierają niezdolne do oparcia się pożądaniu. Ogień bucha w nas ze zdwojoną siłą. Nagle on znowu odsuwa się i patrzy mi głęboko w oczy. Kalkuluje, podejmuje decyzję, widzę to. Walczy sam ze sobą, a ja i tak nie wiem kto wygra. Trwa to krócej niż chwilę. Werdykt zapadł dużo wcześniej. Rafał musiał pohamować swoje zapędy. Kolejny pocałunek w jego wykonaniu pada na mój obojczyk. Potem mięsień klatki piersiowej i sutek. Niżej i niżej.

Aż do momentu kiedy stanie oko w oko z moim sprzętem. Pała władczo wskazuje na niego. Niemal pasuje go na swojego rycerza, który na stać na straży jej przyjemności i zadowolenia. A rycerz nie zamierza łamać raz danego słowa. Zapraszająco otwiera usta i przymierza się. Po czym pozwala swej królowej zanurzyć się w sobie. Robi to jednak inaczej niż dotychczas, co miło mnie zaskakuje i przyprawia o wstrząs rozkoszy. Usta okazują się ciasno przylegać do zagłębiającej się w nich pały. Jej obwód jest większy niż naszykowany otwór. A wepchnięcie jej wymaga nie lada siły. Ale idąca za tym rozkosz i satysfakcja jest nieporównywalna z całym nabytym doświadczeniem. A to tylko przedsmak tego, co ma nadejść. Po tym prologu Rafał przechodzi do tego co umie najlepiej. Porzuca swą cnotliwą naturę i ciągnie jak wariat. Strugi śliny ściekają mu z ust przy kolejnych posunięciach błyszcząc się w promieniach słońca ledwo przenikających przez brudne okna. Obciąga jak szalony. Dopiero teraz dostaję naoczny dowód na to, jak bardzo brakowało mu naszej bliskości, a odwlekanie jej było okrutną, niesłusznie wymierzoną sobie karą i torturą. Podziwiam go za wytrwałość. Przyda mu się na przyszłość. I wraz z tą myślą orientuję się, że z tego całego zapatrzenia i zamyślenia nie odczuwam własnej przyjemności. Zbliżający się orgazm zwiastuje głucha, emocjonalna cisza. Jak przed tsunami. W porę udaje mi się opanować.

- Stój! - krzyczę i odpycham Rafała, który ląduje na stercie mundurów.
- W takiej pozycji będzie mi wygodnie - oparty na ramionach i rozkraczony głaszcze spoczywający pod nim filc.
- Nie, prawie doszedłem – próbuje mu wytłumaczyć, ale on w tym momencie zadziera nogi do góry i odsłania przede mną swój zgrabny tyłem. W całym majestacie i dobrodziejstwie inwentarza. To miejsce wygolił do zera. Lśniące zwieracze delikatnie pulsują otulając maleńką dziurkę.
- W takim razie... – nabieram powietrza w płuca i wypinam klatę, by udowodnić, że jestem godny nadchodzącego czynu, co wywołuje uśmiech na twarzy Rafała. Wiem, że się stresuje. Pot zaczyna perlić mu się na czole, a palce obejmujące kostki delikatnie drżą. Dreszczyk emocji przed nieznanym. - trzeba cię przygotować.

Lubieżne dłonie mkną w stronę jego pośladów i gdy tylko się z nimi stykają, rozpoczynają swój taniec. Głaszczą i masują. Rozchylają je delikatnie by utorować twarzy drogę do dziurki. Drogę, którą pokonam z nim po raz pierwszy. Delikatnie przejeżdżam językiem po rowku. On podskakuje z zaskoczenia i wydaje ciche jęknięcie. Nie jest przygotowany na rozkosz, jakiej jeszcze nigdy nie czuł. Drży z przejęcia tuląc się do podtrzymywanych ud. Palce u stóp zaciska do białości. Nie zostawiam go na długo w niepewności. Język sunie po jego skórze. On jęczy, ale rozluźnia się, gęsia skórka zanika. Jeszcze chwilę nawilżam i zlizuję soki z jego odbytu. Jest czyściutki. Pora na drugą fazę. Język, jak drapieżca krąży wokół zwieraczy. Doznania są coraz silniejsze, a Rafał coraz głośniejszy. Nie spodziewałem się po nim takiej emocjonalnej reakcji. Nie wpisuje się ona w jego wizerunek. Ale mi ta słabość się podoba. I mam zamiar wykorzystywać ją częściej. Przychodzi czas na ostatni akt sztuki języka. Gdy zwieracze otwierają się zapraszająco, ładuję się do środka. Rafał stęka i podrywa się, ale udaje mi się utrzymać go w miejscu i pobyć w nim chwilę. Co za doznanie! Jak kiedyś jego, teraz żałuję siebie, że mój język nie jest dłuższy. Tak przyjemnie poczuć jego ciasny, miękki tunel. Przy kolejnych posunięciach odbyt niechętnie luzuje i wilgotnieje. Zanurzam się ile tylko fizjonomia pozwala. Rafał kwiczy jak szalony. Jeszcze trochę i na jednostce pomyślą, że włączył się alarm. A wtedy nas znajdą i w końcu doczekam się wytęsknionego karnego sprzątania. Liżę go jeszcze intensywnie. On nie jest już w stanie tego bardziej odczuwać. Nie widzę jego twarzy, ale mogę sobie wyobrazić, że wykrzywiają ją grymasy niepohamowanej ekstazy. Tracę poczucie czasu. Nie wiem ile już go tak „męczę”, ale nie mogę pozwolić, żeby się do tego przyzwyczaił i temperatura zaczęła opadać. Jak on, w pamiętnej toalecie, teraz ja moczę palec wskazujący w swych ustach i od razu przemieszczam go do jego dziurki. Nawet nie poczuł jak zagłębiam palec do końca. Dobry jest, muszę przyznać. Nie czekając przechodzę do drugiej próby. Dwa palce sprawiają mu już lekki dyskomfort, bo orientuje się, że coś się zmieniło i zadziera głowę do góry, by rozeznać się w sytuacji. Witam go przyjaznym uśmiechem i poruszam palcami w jego dupie. Rafał znowu odrzuca głowę na mundurach. Jękom nie ma końca. Jak on pięknie to przeżywa. Ale przecież nie na to czeka. Czuję, że należycie go przygotowałem. Powoli opuszczam jego ciało i nie odrywając palców od skóry jadę w stronę wygolonych jąder, łaskocząc je na koniec. Rafał wykorzystuje chwile wytchnienia. Mięśnie rozluźniają się, nogi opadają w rozkroku. Twarz ogarnia ulga. Przedramieniem wyciera spocone czoło i głośno wydycha powietrze. Zmęczył się jak nigdy.

- Kończymy? - pytam z niezauważalną niepewnością.
- Nie tak. Zerżnij mnie – uśmiecha się do mnie swoim uśmiechem. Jak zawsze mnie rozbraja. - Mogę? - podrywa się z wojskowym pasem w dłoniach.

S and M? Tego się nie spodziewałem. Ale on przekłada go za mnie i zapina sprzączkę na nagim brzuchu, który przy okazji delikatnie całuje. Wiedziałem, że wojsko kręci go w każdej dziedzinie. Wiedziałem! Rzuca mi jeszcze zielony beret. Zakładam go na bakier i salutuję do mojego żołnierza ułożonego na pogniecionych mundurach.

- Weź jeszcze załóż buty – wskazuje na regał za mną, na którym w równych odstępach stoją wypastowane, błyszczące wojskowe desanty.
- Aj, aj kapitanie! - salutuję do niego w „pełnym” umundurowaniu. Jego fetysz i mi zaczyna sprawiać przyjemność.

Rafał zanim się jeszcze położy i wypnie kilka razy obciąga moją pałę, gładząc mnie przy tym po torsie i nakłada na nią prezerwatywę. Obawiam się, że przez te przebieranki jego dziurka zdążyła zapomnieć o nadejściu dużego gościa. Trudno, nie się dzieje co chcę. Przejdziemy przez to razem, a ja nie pozwolę sobie skrzywdzić mojego ukochanego. Spluwam sobie na dłoń. Pierwsza dawka ląduje na jego otworku. Miałem rację, zdążył już zewrzeć szyki. Drugą melę rozcieram na całej długości sztywnego członka. Pora zacząć przedstawienie. Przyciągam do siebie Rafała, który jedną ręką podtrzymuj zadartą do góry nogę, a drugą podłożył sobie pod głowę. Rozmarzony przygląda mi się. Kochany, to nie będzie spacerek. Nie za pierwszym razem. Klękam. Ręką pomagam sobie w umieszczeniu członka naprzeciw dziury Rafała i najwolniej jak mi się udaje zaczynam przeć. Już pierwsze kilka centymetrach pokonanej drogi uświadamiają Rafałowi jak bardzo się pomylił. Wybałusza oczy, ręka wystrzeliwuje spod głowy i w żelaznym uścisku zaciska się na wolnym udzie. Nic nie mówi, więc kontynuuję wędrówkę w głąb niego. Twarz mu czerwienieje, żuchwa sztywnieje. Zaczyna mu brakować tchu. Za późno, żeby się wycofać. Pierwszy przystanek następuje przy wewnętrznych zwieraczach, które nie są tak pokorne i skore do współpracy. Wyczekuję odpowiedniego momentu i podstępem udaje mi się wedrzeć do środka. Rafał wydaje potworny krzyk bólu, ale jesteśmy już w domu. Woda zwarła się z lądem.

Łzy popłyną z jego oczu mimowolnie, ale towarzyszy im wyraz ulgi, więc i ja mogłem odetchnąć. Udało się, pacjent przeżył. Nie ruszam się. Pozwalam mu przyzwyczaić się do mojej obecności w nim. Czas ten poświęcam na pocałunki i uczę me opuszki na pamięć kształtu i faktury jego mięśni.

- Kocham cię – wyznaje, gdy udaje mu się na chwilę uwolnić usta.

Cholera! Powiedział to. Naprawdę to powiedział. Nie wierzę! Tak bardzo śmiałem się z tych ckliwych wyznań w filmach, że przestałem wierzyć w ich prawdziwość. Ale teraz, gdy sam tego doświadczyłem uważam to za największą niespodziankę, jaką mógł mi zrobić Rafał. Też go kocham! Ale jak powinienem się teraz zachować? Odpowiedzieć mu czy pozostawić go w niepewności? A co jeżeli to tylko reakcja na nadmiar hormonów we krewi? Co jeżeli jutro nie będzie o tym pamiętał? Nie myśl tyle, ty debilu. Jego wyznanie było tak szczere i prawdziwe jak on leżący teraz pod tobą i czekający, aż go zerżniesz.

- Kocham cię – mówię to patrząc mu prosto w oczy i dłonią gładząc jego twarz.

Zaczynam lekko się w nim ruszać, gdy zwieramy się w pocałunku. Jego usta wykrzywiają się w grymasie bólu. Pragnę, by moje pocałunki były dla niego środkiem znieczulającym. Nie do końca się udaje, ale jest coraz przyjemniej. Moje ruchy nabierają tempa. Rafał stęka i podskakuje w ich rytm. Przyzwyczaja się do mojej obecności. Na twarz napływa mu ta sama ekstaza jak podczas rimmu. Próbuje złapać mnie za wyhodowane futerko na klacie. W końcu może wykazać się męskością. Podrywa plecy do góry i z zaciśniętymi zębami dyszy, a władczym wzrokiem zmusza mnie do patrzenia na siebie. Instynkt dominatora zaczyna brać nad nim górę. Ale dziś to ja tu rządzę. Posuwam go kilka razy mocniej i już wie gdzie jego miejsce. Opada na mundury. Z podniecenia wgryza się w swoje przedramię. Łapie się za sztywnego kutasa i zaczyna sobie walić. Nie potrzebuje dużo. Wystarcza iskra zapalna. Strzela od razu, a jego spust jest tak intensywny, że przelatuje nad nim i długą smugą znaczy mundury. Tyle towaru poszło na zmarnowanie. Jednak ważniejsza jest przyjemność. Po swoim orgazmie siły witalne zaczynają go opuszczać, a moje pieprzenie męczyć. I ja muszę kończyć. Nie musi prosić. Czuję nadchodzącą falę. I mając chwilę, by zastanowić się jak dopełnić dzieła, wybieram opcję, której jeszcze nie przerabialiśmy. Wyrywam z niego swój sprzęt, co zmusza go do ponownego krzyku, ale nie mam dużo czasu. Zdzieram prezerwatywę, wspinam się na niego i ładuję mu lufę do ust. Jest zaskoczony, ale nie protestuje. Ostatkiem sił pracuje nad nią językiem, co wywołuje we mnie potężne spazmy, aż do uwolnienia spermy i jeszcze długo po. Zalewam go. Grzecznie łyka wszystko z zamkniętymi oczami. Spija całość i do ostatniej kropli wysysa członka. Jak dobrze. Udało się. Zrobiliśmy to. Rafał, a raczej jego tyłek, został oficjalnie rozdziewiczony. Osuwam się po nim i przywieram do niego, tak by nasze członki leżały obok siebie.

- Kiedy się znowu zobaczymy? - pytam.
- Dostanę kilka przepustek. A za dobre sprawowanie nawet więcej – odpowiada Rafał. Więzienie, od początku wiedziałem, że to więzienie. Muszę zacząć zbierać kasę na kaucję.

Jak zawsze wstanie i zebranie się zabiera nam dużo czasu. Staramy się zostawić magazyn w stanie sprzed naszych igraszek, ale sperma Rafała zdążyła zaschnąć na mundurach i będzie stanowiła pamiątkę, dopóki ktoś nie zdecyduje się ich przeprać. Wychodzimy jak gdyby nigdy nic i kierujemy się na plac apelowy. Wytrawny obserwator w chodzie Rafała dopatrzyłby się jakiejś odmienności ruchów. Nie jest przyzwyczajony do chodzenia z wypracowanym tyłkiem. Na szczęście, jego rodzice nie dostrzegają tego. Za to Anka… Anka zachowuje się jakby cały czas nam towarzyszyła. Pod pretekstem ziewnięcia zakrywa dłonią roześmianą japę. Dobrze, że chociaż na takie maniery potrafi się zdobyć, świnia jedna.

- Co tak długo. Gdzie na tyle zniknęliście? - pyta mama.
- Byliśmy… na strzelnicy… żeby... – kombinuje mało udolnie Rafał.
- Postrzelać – dodaję ratując go z opresji. „I nawet pani nie wie jak celnie postrzeliłem pani synalka’’. Na prawdę jestem zły.
- Tak, postrzelać – Rafał dodaje, żeby sam siebie przekonać, a na jego twarzy rysuje się markowy uśmiech.

Dzień chyli się ku zachodowi. Na jednostce widocznych jest coraz mniej cywilów. Nieubłaganie przychodzi czas i na nas. Rafał odprowadza nas do samej bramy. Żal się rozstawać. Nie tylko nam. Rodzice obściskują go, jakby już się mieli więcej nie zobaczyć. Zaryczana mama leci do samochodu, by przynieść synkowi przygotowane przetwory, jak ona to skwitowała „na czarną godzinę”. W tym czasie możemy się pożegnać. Nie, nie pożegnać. Nie znoszę pożegnań. Prawię płaczę. Anka ryczy jak bóbr. Rafał też ledwo się powstrzymuje. Ale nie dlatego, że czeka nas chwilowa rozłąka, tylko dlatego, że choć bardzo chce nie może mnie pocałować ten ostatni raz. Czuję to samo i na pocieszenie przywołuję te gorące pocałunki z magazynu. Musi mi to wystarczyć. Obejmujemy się jak przyjaciele i podajemy sobie ręce. Anka czuje się chyba w obowiązku zrekompensowania nam niemożliwego i niemal zacałowuje Rafała na śmierć. Chyba. Nie ma sensu tego przedłużać. Łapię ją za rękę i bez słowa odchodzimy. Ona macha mu jeszcze z daleka na do widzenia. Ja nie mogę, nie jestem w stanie. W końcu to jeszcze nie koniec.

- Ile razy zaliczyłeś? Bo ja dwa – zagaduje mnie Anka w drodze powrotnej do hotelu. Kiedy, ja się pytam, skoro przez cały wyjazd nie odstępowała nas na krok?
- Plus jeden – licytuję się.
- Trzy? Kłamiesz. Na konto z Rafałem mogę ci zaliczyć jednego loda i jedno dymanko, ale to pierwsze się nie liczy, więc z kim dwa pozostałe? - zaczyna dociekać. Pożałuje.
- Raz z tobą i raz z samym sobą – odpowiadam jak gdyby nigdy nic i odchodzę zostawiając ją w tyle, gdy jej twarz zaczyna przedstawiać własną interpretację obrazu Edvarda Muncha. Teraz jestem pewny, że już nigdy nie będzie chciała dzielić ze mną łóżka i prawie pewny, że do końca życia się do mnie nie odezwie. A przynajmniej w drodze powrotnej pociągiem.


40%
8665
Dodał freakow 24.08.2018 07:12
Zagłosuj

Komentarze (1)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany.
dgray Pisz dalej. Świetna fabuła, fajne opisy. Czekam na ciag dalszy historii. :)
25.08.2018 21:09

Podobne opowiadania

Gdzieś na północ od... ( Rozdział 1)

Przez nową bramę wjazdową obok ogródka, na podwórko wjechało auto i zaparkowało blisko drzwi wejściowych do domu Kamińskich. Sam dom odziedziczony po Chudzińskiej znajdował się przy drodze idącej od jeziora Kopieckiego do tak zwanej przez mieszkańców asfaltówki, która to łączyła wieś Kopiec z nieopodal leżącym większym miastem. Od strony ulicy tuż za płotem był zapuszczony ogródek, w którym stara Chudzińska za życia lubiła sadzić różnego rodzaju kwiaty ozdobne,... Przeczytaj więcej...

Dziwka - część 8 - Chrzest

Po powrocie spod Monachium zachowałem z Iriną kontakt. Mailowy, czasem do siebie dzwoniliśmy. Dwa razy spotkaliśmy się w Pradze, raz na szybko – byłem z klientem, urwałem się na kawę w knajpce przy Rynku. Drugi raz spędziliśmy ze sobą wieczór, zatrzymałem się jadąc w Alpy. Spacer, kolacja, rozmowy, nic więcej. Kobiety były tematem w pracy, nic więcej. Skończyła studia i wyjechała do Australii. Wcześniej funkcjonowała w branży korzystając z kontaktów i referencji Tomasza... Przeczytaj więcej...

Serwis hotelowy cz. 2

Zapraszam do lektury kolejnej części :P „Natychmiast do mnie, drzwi otwarte” gdy przeczytałem tego SMS leżałem na łóżku i oglądałem polski kanał telewizyjny dla Polaków zagranica. Szybko wstałem i poszedłem do łazienki ogarnąć włosy i swoją twarz. W pośpiechu wychodząc wpadłem na pokojówkę która czyściła lampki na korytarzu. Nie poszedłem wręcz poleciałem do windy i wjechałem na 3 piętro i podszedłem pod pokój 3423. Faktycznie drzwi były uchylone, rozejrzałem... Przeczytaj więcej...