Opowiadania erotyczne :: Dziwka - część 16 - Nad kanałami

Nie bawmy się w chronologię.
- Marcinku, jedziemy na zakupy.
- Tadeusz przywiózł wczoraj zamówienie z Makro.
- Nie kochanie, nie Makro. Tobie chcę coś kupić.
O ile moja mina wyrażała bezbrzeżne zdziwienie miny dziewczyn zdradzały, że los rzucił je na sam środek Oceanu Zdumienia. Garderobę pani Ewa odwiedzała raczej w celu wyrażenia dezaprobaty dla panującego w niej bałaganu a wizyty kończyły się nakazem doprowadzenia naszej norki do porządku z nakazem natychmiastowej wykonywalności .
- Burdel tu robicie!
Za pierwszym razem głupio się uśmiechnąłem, co jak co ale burdelu w tym domu robić nie trzeba, brakuje tylko czerwonej latarni nad drzwiami. Zapamiętałem lekcję utrwaloną odkurzaniem dwóch pięter i myciem luster i więcej się już głupio nie uśmiechałem.
- Marcinku kochanie, zbieraj się. Czekam na górze. Dziewczęta, odbierajcie telefony.
Jak wytresowany chórek powiedziały „dobrze pani Ewo”.
W kalendarzu nic nie było. Poranny, stały klient zniknął za drzwiami lżejszy o kilka papierków, pół litra potu i naparstek spermy. Gość z cyklu chemia jednostronna – on mnie lubi, ja jego mniej. Nie, że wybrzydzałem. Niczego po sobie nie dałem poznać. Po prostu mężczyzna powinien o siebie dbać, szczególnie po czterdziestce. Oczekuje super seksu a ciało mówi wybacz staruszku, to już nie te latka. Nawet nie chodzi o erekcję i depresyjną – dla mnie – walkę, by dał radę wejść, by udał się drugi raz, nie będziemy na pokoju grać w szachy jak po szybkim pierwszym spuście postawienie na nowo do pionu będzie graniczyć z cudem. Bardziej ogólnie .. skóra więdnie, ruszają się koślawo, sztywno, brakuje lekkości. Ktoś powiedział, że seks jest jak taniec. Z zaniedbanym facetem mamy dance macabre, jak u Holbeina.
- Kochany, idziemy.
Taksówka stała przed domem. Pytań nie zadawałem, pani Ewa nic nie mówiła. Dwadzieścia minut później byliśmy w centrum handlowym. Trzy godziny później, wymiętoszony ciągłym to, nie to, może jeszcze to, a stań tak, tamto lepsze, wychodziłem trzymając trzy duże siatki i pancernie wyglądającą pokładówkę.
- To moja inwestycja – powiedziała pani Ewa płacąc. Wcześniej wyjaśniła, że jutro rano odbieram klienta z lotniska, spędzam z nim dzień, noc w hotelu, rano lecimy do Amsterdamu, następna noc i wracam sam do Warszawy.
- Nie zna cię, ale Tomasz dał doskonałe referencje. Warto było się pomęczyć.
Mrugnęła okiem a ja zastanowiłem się, czy zna historię tamtej wycieczki od początku do końca. W sumie, jakie to miało znaczenie?
Wystrojony jak stróż na Boże Ciało zameldowałem się na przylotach z kartką o enigmatycznie brzmiącej treści #ITRS. Co to znaczyło? Nie wiem do dziś. Podróżni, w grupach i pojedynczo wylewali się falami zza lustrzanych drzwi dając powód do zgadywanki on to, czy nie on. Moją uwagę przykuł rozglądający się wysoki, przystojny mężczyzna. W myślach zdążyłem już ściągnąć mu spodnie i właśnie sięgałem do majtek wyciągnąć przyczajony, zachęcająco duży kształt gdy usłyszałem „hello, Martin?”.
Urokliwy nie był. Południowiec, niski, kędzierzawe, siwiejące włosy ustępowały pola zakolu łysiny. Rogowe oprawki ściskały grube szkła okularów. Uśmiechnąłem się, praca to praca.
Okazał się być bardzo sympatyczny. Branża filmowa. Proszę, nie żartuj. Żadne porno. Po prostu branża filmowa. Festiwale, dystrybucja, promocja. Świat celuloidowej iluzji. W hotelu wziął szybki prysznic i spóźniony pognał na spotkanie przedstawiając mnie jako asystenta. Taksujące mnie spojrzenia nawet nie skrywały, że domyślają się charakteru tej asysty. Dwa spotkania, kolacja z partnerami, hotelowy pokój. Prysznic wzięliśmy razem, umyłem mu plecy. W łóżku szybko dotarłem ustami do jego penisa. Lodzik, na mokro, z lizaniem. Czułem jak się odpręża i w końcu z głośnym arghh przytrzymał moją głowę zapraszając do połknięcia. Polizałem jeszcze chwilę, popieściłem i udałem się do łazienki przepłukać usta. Kiedy wróciłem już spał.
Chrapał niemożebnie, jak wielkolud z kreskówki. Łóżko wibrowało od przeciągłego chrrrrr... Zasnąłem. W śnie świat się kończył niszczony drżeniem, szkło pękało wpadając w rezonans, równe rzędy kolejowych torów skręcały się w bezładne spaghetti..
Obiecany wieczorem w windzie drugi raz wypadł rano. Poranna erekcja, którą przywitałem ustami szybko wskakując na górę. Podobała mu się ta jazda a ja mając kontrolę mogłem delikatnie modulować rytm, wpuszczać go płycej, głębiej.. Doszedł, jeszcze zanim się wysunął ja też trysnąłem zalewając jego brzuch i piersi. Klęczałem później obok zlizując swoje nasienie i mrucząc jak kot .. śmiał się.
Prosto z porannych spotkań samolot i Amsterdam. O co ty pytasz, jaki seks w samolocie? Mam na ten temat wyrobione zdanie – bzdura. Miejsca tyle co nic, dyskrecja? Może na transatlantyckim, gdy wszyscy zasną. Na krótkiej trasie przed toaletami stoi kolejka przeganiana przez stewki przeciekające się z cateringiem.
Dojazd do hotelu był męczący. Środek miasta, korek, ale było warto. Położony przy kanale o niewypowiadalnej – chyba, że chcesz się zapluć – nazwie Grand zapamiętałem doskonale. Klasa i jeszcze raz klasa, do tego bez blichtru marmurów i szkła, którymi epatują nowoczesne hotele. Szybka toaleta i znów seria spotkań zakończonych wczesną kolacją.
- Mam dla ciebie niespodziankę. W zasadzie prośbę.
Knujesz coś kolego, pomyślałem. Szliśmy przez Wallen. Zapadający zmrok przywołał turystów i nieliczne grono prawdziwych poszukiwaczy wrażeń. Dziewczyny prezentowały się na wystawach, niektóre stały w drzwiach swoich klitek. Seks jak fast-food, na wyciągnięcie ręki o ile trzymasz w niej banknot.
- Trochę już zorganizowałem, ale gdybyś nie chciał oczywiście zrozumiem.
- Czego bym miał nie chcieć?
Wyjaśnił. Późnym popołudniem przyleciał jego znajomy. Lubią robić sobie wzajemnie żarty i dziwne prezenty. Ostatnio przegrał zakład, nie zrozumiałem o co się założyli, chyba o pierwszą lokatę na festiwalu i on w nagrodę ma zorganizować rozrywkę. Pomyślał, wymyślił. Obdzwonił kilka miejsc, dostał adres. Klitka podobna do takiej jak ta. Jak się zgodzę, to krótkie spotkanie. Przyjaciel przyjdzie o dziesiątej, tak ma być, krawat w białe groszki, niebieski garnitur, przystojny i wiesz, no, po prostu zrobisz to co się tam robi a on będzie myślał, że był normalnie, w Amsterdamie. Głupie, prawda? Co za różnica z kim się pieprzę. Powiedziałem ok.
Ucieszył się jak dziecko. Zaciągnął do najbliższego sexshopu i kupił okropnie tandetne, ale pasujące do konwencji tych ulic jockstrapy – brokatowe. Do kompletu oliwka, żel, gumki i prosta niby wenecka maska przesłaniająca oczy w odpowiedzi na paranoiczną myśl o wujku, znajomym bądź koledze z uczelni, który zrządzeniem losu akurat dziś, akurat o tej porze trafi na uliczkę przy której prezentuję wdzięki na wystawie. O dziewiątej byliśmy na miejscu. Czekała na nas kobieta, starsza. Zupełnie bez emocji odebrała pieniądze, pokazała miejsce, zapowiedziała że nie życzy sobie kłopotów, do czwartej rano ma być zamknięte a klucz trzeba zostawić w skrzynce. Ukraść za bardzo i tak nie był czego.
Po piętnastu minutach zostałem sam. Z nim umówiłem się, że będzie czekać w knajpce, trzy przecznice obok. Zrobię swoje, zamknę lokal i przyjdę. Umyłem się, ogarnąłem i nuda. Czasu w bród. Po cholerę mam tak siedzieć? Drzwi i tak zamknięte, zasiądę na wystawie i popatrzę na świat z drugiej strony szyby. Do dzieła.
Ciekawe doświadczenie. Jedni rzucają przelotne spojrzenie, inni przechodzą obojętni. Wczuwam się w grę i już nie siedzę tylko prężę tyłek, spaceruję dwa kroki w lewo, dwa w prawo. Ktoś pokazuje wulgarny komplement, ktoś inny na wulgarności poprzestaje. Odmachuję pozdrowienia, bezpiecznie schowany za maską posyłam buziaki. Jest. Facet z krawatem w grochy zatrzymuje się przed witryną. Patrzy przez dłuższą chwilę, naciska dzwonek. Piętnaście minut za wcześnie, co z tego? Mówi złym angielskim, nie spotykamy się przecież na konwersacje. Nie negocjuje, od razu dostaję tyle, ile powiedziałem pouczony o zasadach tego „żartu”. Fast-food to fast-food. Poprosiłem, żeby się podmył, posadziłem na obskurnej kozetce nakrytej ceratą i pranym tysiąc razy prześcieradłem. Pół godziny albo dopłatą, jeden strzał, zaczynamy. Lodzik, gumka i ruchanie, od tyłu, na pagony i znów od tyłu – spuścił mi się na twarz kończąc szybkim trzepaniem. Totalna rutyna.
Po tym jak wyszedł szybko posprzątałem, pogasiłem światła, klucz wrzuciłem do skrzynki. Droga do knajpki zajęła nie całe pięć minut .. mój klient siedział przy stoliku – na mój widok wstał rozkładając ręce w geście zdziwienia.. obok siedział mężczyzna. Nigdy wcześniej go nie widziałem ale zamruczałem pod nosem kurwa mać .. krawat w duże, białe grochy raził mnie w oczy.
Szczęście w nieszczęściu obydwaj mieli poczucie humoru. Opowiedziałem całe zdarzenie z mojej perspektywy. Pan w grochy, że swojej. Punkt dziesiąta był na miejscu, kotara zasłaniała witrynę, dzwonek nie dzwonił. Do knajpki dotarł chwilę przede mną gasząc frustrację z powodu niedoszłej niespodzianki w ustach blond piękności dostrzeżonej po drodze. Kogo więc obsłużyłem? Jakie ma to znaczenie. Wznieśliśmy toast za spotkanie.
Noc trwała długo. Było piwo i trójkącik, prosty, zwykły a przez piwo nie długi. Był spacer nocą do hotelu i przeciągłe chrapanie. Jockstrapy wziąłem na pamiątkę wzbudzając salwę śmiechu wśród dziewczyn.

40%
4817
Dodał MeskaDzivka 03.04.2018 07:49
Zagłosuj

Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany.

Podobne opowiadania

Na nowo

Zapraszam do zapoznania się z VI częścią opowiadania "Znowu". Anka aż przysiada z wrażenia, gdy dowiaduje się, co jest powodem mojego stanu. A nie było jej łatwo to ze mnie wyciągnąć. Raz z powodu jej alkoholowego upojenia, a dwa, że pomimo upływu kilku godzin nie byłem w stanie wyjść z szoku. - Spokojnie, na pewno będzie dobrze. Może to tylko ćwiczenia? – Anka szybko trzeźwieje i jak tonący próbuje chwycić się każdej, nawet najwątlejszej nadziei, by nie uwierzyć... Przeczytaj więcej...

W garażu...

Mój szwagier zawsze najpierw zacznie ro­botę, a dopiero później myśli, czy uda mu się ją skończyć. Tym razem też tak było. Zadzwonił do mnie, żebym pojechał na je­go działkę przywieźć wiertarkę. Już po półgodzinie udowadniałem sobie i mojemu wilczurowi Szatanowi, którego wziąłem ze sobą, jak zajebiście potrafię ro­bić garaż tyłem, zwłaszcza że parking przed działkami był pusty, bo to środek grudnia. Zdziwiły mnie świeże ślady na śniegu przed... Przeczytaj więcej...

"ROK 2064" - CZĘŚĆ PIERWSZA: „ZONA NUMER...

„Kurwa, jak ja nie znoszę listopada” myślałem, omijając chodnikowe kałuże na Alei Legionów, kierując się w stronę Placu Kościuszki, gdzie znajduje się mój przystanek autobusowy. Dziś samotnie wracałem późnym popołudniem do domu, spiesząc się na autobus. Pora zimnych wiatrów, szaro-bure ulice, a ludzie wkurwieni, odziani w ciepłe łachy, pozbawione kolorów. Latem na ulicach nawet takiego zadupia jak Łomża, można się przechadzać z przyjemnością. Czasem jest... Przeczytaj więcej...